W małej wiosce, gdzie domy stały wśród kwitnących łąk, a rzeka błyszczała w słońcu jak srebrna wstążka, żył sobie pies 🎵. Nie był to zwykły pies – jego brązowa sierść lśniła jak polerowane drewno, a ogon machał tak radośnie, że potrafił rozgonić chmury. Pies ten uwielbiał wędrować po polach, wąchać kwiaty i gonić motyle, ale najbardziej na świecie kochał kości. Każda kość była dla niego skarbem 🎵, a największą radość sprawiało mu gryzienie ich w cieniu starego dębu.

Pewnego ranka pies wyruszył na swoją codzienną przechadzkę. Słońce świeciło jasno, a wiatr niósł zapach świeżo skoszonej trawy 🎵. Nagle, pod płotem u krawędzi wioski, pies zauważył coś wspaniałego – wielką, soczystą kość, którą ktoś zostawił na trawie. „O, to najpiękniejsza kość, jaką widziałem!” – pomyślał, a jego oczy zalśniły jak dwa bursztyny 🎵. Chwycił kość w pysk i ruszył w stronę domu, dumny jak król z nowym skarbem.